poniedziałek, 6 kwietnia 2015

03. | I'm up in your lies, any lullabies

Przebrałam się w coś, w czym mogłabym pokazać się ludziom, nałożyłam makijaż, aby nie odstraszać przechodniów worami pod oczami i związałam włosy w wysoką kitę. Wciąż nie wyszłam z częściowego szoku, jaki zafundował mi były chłopak. Dodatkowo nagłe pojawienie Neal'a przed moim domem, wcale nie ułatwiało przemyśleń na temat całej tej chorej sytuacji. Tiffany uparcie twierdziła, że nie miała z tym nic wspólnego, więc byłam zmuszona myśleć, że szatyn sam wpadł na, jakże cudowny pomysł odwiedzenia mnie z niezwykłym wyczuciem czasu. Znajomość z nim z godziny na godzinę zapowiadała się coraz ciekawiej.
Wyszłam z domu i od razu zaciągnęłam się świeżym, letnim powietrzem. Wyjątkowo dostrzec można było słońce, zamiast typowych, szarych chmur. Cóż za miła niespodzianka. Ominęłam ślusarzy, którzy zjawili się przed budynkiem, aby wymienić drzwi w moim pokoju, po czym skierowałam się do garażu. Wycofałam z podjazdu i ruszyłam w stronę centrum, nasuwając okulary na twarz. Wraz z Tiffany mieszkałyśmy na obrzeżach, więc droga zajęła mi dobre pół godziny, co i tak było całkiem niezłym czasem.
Zaparkowałam przed sądem i wysiadłam z samochodu, aby udać się na komisariat po drugiej stronie ulicy. Nacisnęłam na ciężkie drzwi całym ciężarem swojego ciała. Przeszklona płyta ustąpiła po chwili, wpuszczając mnie do środka. Już w progu natknęłam się na rozbawione spojrzenie jakiegoś policjanta. Poprawiłam torebkę na ramieniu i skierowałam się do recepcji, posyłając facetowi nieprzychylne spojrzenie. Uśmiechnęłam się do kobiety za ladą; nie zdziwił mnie kompletny brak zainteresowania moją osobą.
- Przepraszam, nie wie pani, gdzie znajdę funkcjonariusza Neal'a Ferly? - Zapytałam, siląc się na miły ton. Blondynka zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym odepchnęła się od biurka i przesunęła się o kilka metrów na obrotowym krześle. W korytarzu na tyłach budynku rozległo się wołanie, a już po chwili za recepcjonistką pojawił się szatyn w mundurze. Na mój widok uniósł delikatnie kąciki ust, podziękował kobiecie za wezwanie i przeszedł obok niej, aby znaleźć się przy mnie, w części budynku przeznaczonej dla nieupoważnionych cywili.
- Kolega zada ci kilka pytań potrzebnych do wniesienia zarzutów - powiedział, gestem ręki prowadząc mnie między rzędami drzwi. - Jeśli doda ci to otuchy, mogę obiecać, że cały czas tam będę.
O dziwo, dodało. Pokiwałam głową, a szatyn nacisnął na klamkę, aby wpuścić mnie do niewielkiego pomieszczenia. Czarny stół, czarne krzesła, czarna podłoga, czarne ściany i tylko jedna lampa wywieszona przy suficie, który, chyba dla kontrastu, pomalowany został na biało. Dopiero gdy moje oczy przystosowały się do półmroku, zauważyłam niskiego policjanta przed pięćdziesiątką, siedzącego po jednej stronie blatu. Neal pociągnął mnie lekko za sobą, po czym wskazał na jeden z obitych sztuczną skórą foteli. Zajęłam go bez słowa, czemu towarzyszył wyjątkowo nieprzyjemny zgrzyt.
- Stary sprzęt - machnął ręką mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie. Ciemne włosy, duże, ciemne oczy i cienkie usta ukryte pod ciemną, krzaczastą brodą. Posłałam mu cierpki uśmiech i położyłam torebkę na kolanach. Policjant zmierzył mnie wzrokiem i otworzył czarną teczkę leżącą na stole. - No dobrze, po kolei, dowód proszę.
Wysunął rękę w moim kierunku, a ja natychmiast sięgnęłam do szoperki po portfel. Wyszukałam odpowiednią plakietkę między kartami i podałam mu ją z zapewne widoczną niechęcią. Biorąc pod uwagę, że zdjęcie, które na niej widniało zostało zrobione tuż po mojej osiemnastce, gdy nie mogłam poradzić sobie z uporczywym kacem... Cóż, w takim wypadku i tak nie wyszło najgorzej.
- Dobra, więc po pierwsze, skąd znasz Luke'a? - och, czyli na początek jedziemy z banałami, no dobrze.
- Poznałam go w wakacje kilka lat temu, od dwóch lat byliśmy w związku, mieszkałam z nim, zostawił mnie wczoraj wieczorem - niech żyje szczerość!
- Jakiś konkretny powód? - jego ton powoli przeradzał się w zmęczone, znudzone westchnięcia. Wzruszyłam ramionami.
- Znudziłam się mu, zdarza się - choćbym nie wiem jak chciała, nie potrafiłam się zdobyć na chociażby nutę skruchy.
- Mówże po ludzku, wyduś, że był skończonym chamem bez perspektyw - mruknął Neal, najwyraźniej już tracąc cierpliwość. A to przecież dopiero początek!
Mężczyzna obok zmierzył szatyna z wściekłością wymalowaną na twarzy i warknął coś w stylu "uspokój się". Zadał jeszcze parę pytań na temat chłopaka, po czym przeszedł do innej kategorii.
- Znacie się? - Zapytał, wskazując to na mnie, to na Ferly'ego, który co rusz odpowiadał za mnie.
- Pomagał mi w przeprowadzce - stwierdziłam, choć raz korzystając z okazji, gdy nie otworzył ust jako pierwszy. Zmrużył lekko oczy i uśmiechnął się półgębkiem.
- Jakiej przeprowadzce?
Neal zerknął na mnie, na co ja szybko odwróciłam wzrok. Nie wiedzieć czemu, wolałam nie wdawać się w szczegóły naszego pierwszego spotkania. Jeszcze wygadałabym się na temat Dan'a, a tego wolałam zdecydowanie uniknąć. Miałam wystarczająco dużo powodów do obaw odnośnie własnego życia, nie wciągając w to dwójki mężczyzn.
- Jak już mówiłam, chłopak mnie zostawił, mieszkałam u niego, więc wzięłam swoje rzeczy i przeniosłam się do domu przyjaciółki - odpowiedziałam, nie siląc się nawet, by mój głos nie brzmiał tak, jakbym miała ochotę wyjść z ciemnej sali, wrócić do domu i odespać kilka godzin. W paręnaście minut przesłuchania policjant zdążył uświadomić mi, jak bardzo brakowało mi snu. Nic zresztą dziwnego, w ciągu ostatnich trzech dób przeżyłam więcej wrażeń niż przez całe swoje życie.
- I podkomisarz Ferly dobrodusznie zgodził ci się pomóc? - zapytał, przenosząc swoje spojrzenie na mężczyznę obok. Podkomisarz? Chyba sporo ryzykował, wypuszczając przestępce.
- Spotkaliśmy się przypadkiem, byłem po służbie - odparł, uśmiechając się delikatnie i zaciskając szczękę mocniej niż dotychczas.
- Mogę panią zapytać, w jakich okolicznościach się poznaliście? - ton jego głosu uległ nagłej zmianie; stał się zarówno zimny jak i nieco dumny, a ja odniosłam wrażenie, że jedno, nieprzemyślane słowo z moich ust wystarczy, by ranga policyjna Neal'a spadła o parę w dół.
- Cóż, moja przeprowadzka nie wyglądała, powiedzmy, normalnie. Czy pan, będąc na miejscu podkomisarza - w tym miejscu zarządziłam teatralną pauzę - widząc kobietę, wyrzucającą swoje walizki przez balkon, nie zainteresowałby się, co się dzieje? No wie pan, z jednej strony możliwość choroby psychicznej, z drugiej przemoc domowa, istnieje wiele różnych przyczyn takiego zachowania, kto wie, która akurat mogłaby się przytrafić, prawda?
Powieka mojego rozmówcy drgnęła gwałtownie, jakby nagle dostał jakiegoś tiku nerwowego. Mruknął pod nosem coś w stylu "świetnie" i zatrzasnął czarną teczkę. Przejechał dłonią po brodzie i machnął na szatyna, by wyprowadził mnie z pokoju. Ten posłusznie wstał z miejsca i nie kryjąc uśmiechu, podszedł do drzwi i otworzył je przede mną.
Zdusiłam w sobie chęć pożegnania funkcjonariusza krótkim "miło się rozmawiało". Zamiast tego ruszyłam w stronę wyjścia z komisariatu, czując na sobie uważne spojrzenie Neal'a. Skinęłam głową w kierunku recepcjonistki, na co otrzymałam jedynie spojrzenie spod zmrużonych powiek. Czy wszyscy policjanci są tacy uprzejmi.
- Czujesz tą wolność? - usłyszałam za plecami, gdy tylko przekroczyłam próg budynku. Przewracając oczami, wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i automatycznie odpaliłam jednego. Wsunęłam go między wargi i zaciągnęłam się dymem, rozsyłając przyjemne uczucie wprost do moich płuc.
- Tak. Tak, teraz czuję - prychnęłam, wysuwając szlugi w kierunku towarzysza. Dziwnym trafem, nawet nie zdziwił mnie fakt, że postanowił odmówić.
- Robię różne rzeczy, ale nie palę - zaśmiał się i uniósł ręce w geście obrony. Wzruszyłam ramionami i schowałam opakowanie z powrotem do szoperki.
Wypaliłam papierosa w ciszy, w towarzystwie Neal'a, obserwującego moje poczynania zza ciemnych szkieł okularów przeciwsłonecznych. Wyrzuciłam peta za barierkę kamiennych schodów i z premedytacją patrzyłam, jak upada na idealnie wypielęgnowany trawnik. Przez chwilę zawiesiłam wzrok na jednym, nie do końca określonym punkcie, czekając na naganę od szatyna, jednak nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego zaskoczyła mnie niczym niezmącona cisza, która sama w sobie wywołała u mnie delikatny uśmiech.
- Stróż prawa nie broni matki natury? - udawane zdziwienie przebrzmiewało w moim głosie, idealnie maskując resztki rozbawienia i nutę sarkazmu. Odwróciłam się na pięcie, automatycznie wpadając w klatkę piersiową Neal'a. Uniosłam głowę, aby móc zobaczyć jego twarz i ledwo widoczne przez okulary błękitne tęczówki.
- Jak słusznie zauważyłaś, jestem stróżem prawa, nie środowiska - powiedział, usilnie próbując nie dopuścić, by kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Mogłabym polemizować - zaśmiałam się cicho i przesunęłam w bok, zwiększając przestrzeń między nami. - Dziękuję za towarzystwo i miłą pogawędkę.
- Powiedziałbym do zobaczenia, ale odprowadzę cię do samochodu i powiem to wtedy. Gdzie zaparkowałaś? - zapytał, na co ja wywróciłam oczami i ręką wskazałam na parking przed sądem.
Ponownie ruszyłam przodem, nieprzerwanie czując za sobą jego obecność, dokuczającą mi coraz bardziej z każdym krokiem. Zdecydowanie nie przepadałam za uczuciem bycia śledzoną. Jednym z moich nawyków było ostentacyjne poszukiwanie czegoś w swojej torebce, gdy tylko zauważyłam kogoś za swoimi plecami. Wtedy usuwałam się na bok, pozwalając się wyminąć i dopiero wtedy wracałam do przerwanej wędrówki.
W tym wypadku, musiałam cierpliwie znosić kroki mężczyzny, raz za razem rozbrzmiewające za mną. Westchnęłam głęboko, dając poniekąd upust swojemu niezadowoleniu. Jeszcze tylko parę metrów, kawałek drogi i... Gdzie moje auto?
Rozejrzałam się wokół kompletnie zdezorientowana, a po chwili obok mnie rozległ się śmiech.
- Zaparkowałaś tutaj? - wskazał na miejsce parkingowe, gdzie teoretycznie powinien stać mój samochód. Pokiwałam energicznie głową, czując, jak zmęczenie ponownie opuszcza moje ciało. Cholera, zgubiłam Mercedesa. - Odholowują każdego, żadna nowość.
Spojrzałam na szatyna nie tyle zła, co przerażona. Odholowali? Dokąd? Po co? Czemu? Jak ubiegać się o odbiór? Co robić? Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie, nie miałam najmniejszego pojęcia, jak powinnam się zachować w takiej sytuacji. Nic podobnego nigdy mi się nie przydarzyło. To zawsze Luke borykał się z mandatami i karami za częste przekroczenia prędkości. Ja w tym czasie najczęściej siedziałam na kanapie, nadrabiając kolejne sezony "Pretty Little Liars", zastanawiając się, o co właściwie chodzi w pogmatwanej fabule. Nigdy nie przeszło mi nawet po głowie, że będę zmuszona chodzić po urzędach i innych, zupełnie mi obcych mi miejscach w celu odzyskania samochodu. Byłam przykładnym kierowcą, zawsze przestrzegałam przepisów i w ogóle.
- Chodź, odwiozę cię. Dasz mi dokumenty i się tym zajmę.
- Co? - zapytałam, nie do końca wiedząc, dlaczego miałby coś za mnie załatwiać. W końcu, mój błąd, moje konsekwencje. Nie chciałam obarczać nimi niemal obcego mi faceta. - Poradzę sobie, nie musisz się niczym zajmować.
- To, że nie muszę, nie znaczy, że nie mogę. A z tego, co mi wiadomo, mam z prawem więcej doświadczenia, niż ty. Uwierz, lepiej będzie, jeśli zrobię to za ciebie - uśmiechnął się lekko, na co ja wywróciłam oczami.
- Twoja natura stróża prawa przejmuje kontrolę - mruknęłam pod nosem, automatycznie napotykając jego rozbawione spojrzenie. - Dobrze już, prowadź.
Tym razem zamieniliśmy się miejscami; to on szedł z przodu, z czego byłam całkiem zadowolona. Mogłam bezkarnie podziwiać jego szerokie barki i dobrze zbudowane ciało, opięte idealnie dopasowanym mundurem. A jak wiadomo, za mundurem panny sznurem, tak? Chciałam czy nie, musiałam przyznać, był gorący. Zarówno w ubraniu wymaganym przez pracodawców, jak i w luźnych ciuchach, w jakich widziałam go wczorajszego wieczoru, wyglądał aż za dobrze.
- Zapraszam - posłał w moim kierunku swój olśniewająco biały uśmiech, uchylając drzwi czarnego Lexusa, dokładnie tego, którym jechałam poprzedniego dnia. Wsunęłam się na przednie siedzenie, uważając, by moje podeszwy nie zetknęły się z niczym poza wycieraczką.
Neal okrążył auto i już po chwili zajął miejsce kierowcy. Z zadowoleniem na twarzy odpalił silnik i wycofał z parkingu. Samochód wyrwał gwałtownie do przodu, gdy tylko znalazł sie na prostej drodze. Z nieznikającym entuzjazmem obserwowałam migający za oknem krajobraz, zdając sobie sprawę, że przejażdżka skończy się znacznie szybciej, niż bym tego chciała.
Jedno skrzyżowanie, drugie, rondo i...
- Kurwa - rozległo się obok mnie, dokładnie wtedy, gdy zorientowałam się, że zmieniliśmy kierunek jazdy. - Wybacz niedogodności, mała, ale musisz schylić głowę i czy tego chcesz, czy nie, jedziemy do mnie. Towarzystwo za nami raczej nie przepada ani za Danem, ani za mną, więc lepiej będzie, jeśli się schowasz i nie będziesz wychylać, dopóki ci nie powiem. Z góry dziękuję za współpracę.
Ze zdziwieniem patrzyłam, jak mój towarzysz co rusz zerkał w lusterka. Chyba straciłam rozum i żyłam w jakimś równoległym świecie. A może to jakieś marne reality show? W każdym razie, z chwili na chwilę stawało się coraz dziwniejsze.

Przepraszam, że napisanie tego gówna zajęło mi ponad miesiąc, jak nie dwa XD Tak się złożyło, że straciłam pomysł na to opowiadanie i jeszcze zaczęłam drugie i... no. Ogółem, rozdziały można śledzić również na Wattpadzie, gdzie ten powyższy pojawił się już wczoraj, ale jakoś zapomniałam go skopiować. Poza tym, mam jeszcze drugą pracę, tym razem fanfiction i ostatnio skupiam się na nim, więc sami rozumiecie. No i rzecz jasna hmol... Więcej se tego wezmę i będzie pięknie :))